Czwartkowy, cotygodniowy dzień dla siebie.
Wykorzystałam (nareszcie!) swój osiemnastkowy prezent w postaci karnetu do 'Afrodyty' . Po tak męczących zajęciach jak poranne wstawanie, budzenie, robienie śniadania, mycie i wyjście z domu - postanowiłam jeszcze milej spędzić dzień niż zwykle. :) Tak, te zabiegi to było coś cudnego.
Na chwilę obecną nie czuję nic oprócz niezwykłego odprężenia i relaksu. Oby ten stan trwał jak najdłużej.. :)
Wszystko było piękne, do czasu.
Znów obudziła się moja nadmierna ciekawość w wyniku czego doznałam szoku!
Włączyłam zegar maturalny. Wiecie, że dokładnie za 54 dni, 16 godzin, 17 minut i 40 sekund rozpocznie się osobisty koszmar każdego tegorocznego maturzysty??
Tak, za te przeklęte 54 dni usiądę grzecznie w ławce (już jako absolwentka LO nr 1 w Kartuzach) i nieświadoma tego, co mnie czeka , otworzę arkusz maturalny.
Czuję, że to będzie piekło, pogrom, apokalipsa!
Cóż, przez 54 dni mogę jednak żyć jeszcze ciągle w błogim spokoju i nieświadomości nadchodzącego kataklizmu. :) Z tej oto okazji wybieram się jutro z dziewczynami na maraton filmowy Woody'ego Allena. To będzie cudowna noc, musi być bo to w końcu ostatnia tak rozrywkowa przed maturą.
Pocieszający jest fakt, że za 48 dni WAKACJE!!!!
pewien uroczy listopadowy wieczór na Krupówkach :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz