Milion problemów.
Tysiąc miłych gestów.
Sto dylematów.
Dziesięć wymówek.
Jedna niewiadoma.
Tak w skrócie opisać można moje marne (nie)życie.
Z tego miejsca, w tym momencie pragnę podziękować Panu A. i Panu R. za umilanie ostatnich nudnych , szarych dni, przepraszając jednocześnie za wszystko, co ICH złego spotkało z mojej strony..
Dzień goni noc, poranek wieczór.. wszystko tak jak zawsze - według wcześniej ustalonego porządku. W jeden z takich jak dziś - ponurych dni, matka zadała mi jedyne sensowne pytanie spośród setki pozostałych.
"Gdzie są Twoi przyjaciele? Znajomi? Gdzie podziali się wszyscy Ci, którym bezustannie starałaś się ułożyć życie?"
Skąd mam to do cholery wiedzieć? Większość tak ot, po prostu zapomniała o moim istnieniu, spora część zapomina o bożym świecie przy nawale nauki.. a reszta? Nie wiem.
Nie proszę o bezustanną uwagę, nie rządam poświęcania mi całego czasu, wcale nie chcę zabierać IM życia! Mam jednak dość tego powtarzającego się wiecznie pytania: "GDZIE ONI WSZYSCY SĄ?"
Chciałabym zapomnieć o Tych wszystkich, którzy pojawili się tak prędko, jak zniknęli.
Jutro obudzę się znów w tym świecie, który zbyt wiele ode mnie wymaga i ponownie dręczyć będą mnie pytania: Czy człowiek potrafi nawiązać realną, bezgraniczną i prawdziwą przyjaźń z drugim człowiekiem? Dlaczego każdy jest przyjacielem tylko wtedy, kiedy musi się komuś wygadać i potrzebuje pomocy?
Zastanawiam się jakim człowiekiem musiałabym być, żeby prosić o przyjaźń..
P.S. Podobno przyjaźń która się kończy, nigdy się nie zaczęła..
Noszę CIĘ w swojej duszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz